* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 9 września 2025

Susan Hawthorne: Biblioróżnorodność. Manifest wydawców niezależnych

Biblioteka Słów, Biblioteka Analiz, Warszawa 2025.

Na rynku

Niewielka książeczka, która niesie w sobie bardzo ważne treści, pojawia się na rynku jako niszowa publikacja – jednak warto zwrócić na nią uwagę i rozpromować ją ze względu na dobro czytelników. I to nie czytelników masowych, którzy zadowolą się literaturą rozrywkową z wyprzedaży w hipermarketach, a tych świadomych, poszukujących ambitniejszych pozycji. „Biblioróżnorodność” to stworzony przez Susan Hawthorne „Manifest wydawców niezależnych”: zestaw komentarzy i przestróg dotyczących niebezpieczeństw homogenizacji rynku wydawniczego. Susan Hawthorne pisze tu z perspektywy wydawców publikacji niezbyt popularnych – odwołuje się między innymi do wydawnictw mniejszościowych, literatury feministycznej czy kwestii politycznych, równości i wolności słowa czy do różnorodności w świecie cyfrowym. Pokazuje pułapki płynące z dostosowywania oferty do tego, co aktualnie modne lub – co się sprzedaje, tłumaczy, dlaczego nie wolno poprzestawać na komercyjnych projektach i co oznacza konieczność wprowadzania biblioróżnorodności. Tematy, jak łatwo się zorientować choćby po prostym wyliczeniu, należą do dość ciężkich – ale są konieczne, jeśli chce się odpowiednio scharakteryzować zjawiska na rynku wydawniczym i perspektywy tegoż rynku. Autorka dzieli opowieść na krótkie rozdziały wypełnione spostrzeżeniami na temat wydawnictw i wyboru publikacji – walczy o to, żeby dostrzegać małe firmy i ambitniejsze rozwiązania. Tutaj pojawiają się – bez konkretnych tytułów – opowieści o znaczeniu biblioróżnorodności: jeśli rynek dopuści do wykluczenia części gatunków lub tematów, znacznie trudniej będzie w przyszłości wywalczyć dla nich miejsce z powrotem – a ponieważ książki, o których mowa, mają już potężny wpływ na zasób wiadomości i poglądy odbiorców, nie można doprowadzić do ich usunięcia. Niezależnie od tego, który temat wyda się czytelnikom niewygodny czy niepotrzebny – tylko współistnienie wszystkich na rynku prowadzi do zdrowej konkurencji. Jednak nie o same książki tutaj chodzi: kolejne tematy prowadzą do zwrócenia uwagi na społeczne kwestie, analizy Susan Hawthorne pokazują rozłamy w społeczeństwie i globalne problemy (na przykład kwestia pornografii dla Hawthorne zawsze wiąże się z wyzyskiem i upodleniem kobiet, nie ma tu mowy o uzasadnieniu jej istnienia).

W tym wypadku nie chodzi o komercyjny zarobek i zyski wydawnictw – chodzi o miejsce na rynku, możliwość wprowadzania na niego tytułów istotnych i konieczność zmian w mentalności społeczeństw – tak, żeby były świadome znaczenia publikacji niszowych. „Biblioróżnorodność” sama w sobie nie jest lekturą wygodną, za to sporo rzeczy świadomym czytelnikom może wyjaśnić – lub przedstawić. Jest to książka, w której zmieściła się analiza świata wydawniczego, jego wyzwań i pułapek. Jednak Susan Hawthorne koncentruje się wyłącznie na literaturze niszowej, nie zajmuje się twórczością dla mas – to zasługiwałoby na osobny komentarz, co najmniej tej samej objętości.

poniedziałek, 8 września 2025

Lucy Maud Montgomery: Błękitny zamek

Marginesy, Warszawa 2025.

Życie

Jeśli dla dzieci lekturą obowiązkową jest od lat „Ania z Zielonego Wzgórza”, to dla dorosłych taką lekturą powinien być „Błękitny zamek” – nawet ze świadomością wszelkich archaizmów i zmian obyczajowych. Lucy Maud Montgomery obraca się tu w świecie kompletnie obcym czytelnikom – ale przesłanie, jakie wypracowuje za sprawą Valancy Stirling, jest ponadczasowe i powinno się znaleźć w świadomości każdego. Valancy to dwudziestodziewięcioletnia kobieta – uznawana przez wszystkich za starą pannę i tłamszona bezlitośnie przez całą rodzinę. Bliscy nazywają ją „Gnuś” i traktują pobłażliwie – Valancy nie może o sobie decydować, musi zawsze być posłuszna i nie ma szans na szacunek, bo też nie zdobędzie męża. W świecie, w którym o wartości kobiety decyduje małżeństwo, jakie zawarła, może to być tragedia. Ale Valancy, chociaż ma dosyć i próbuje odrobinę się buntować, nie zdziała nic. Może tylko uciekać w myślach do swojego błękitnego zamku – przestrzeni wymyślonej, która daje jej ukojenie. Przynajmniej do poważnego przełomu. Kiedy wybiera się bez obecności członków rodziny do lekarza – ma od dawna problemy z sercem i potrzebuje konsultacji medycznej – a później dowiaduje się, że został jej maksymalnie rok życia, zmienia się. Nie ma już nic do stracenia i wreszcie może zacząć funkcjonować na własnych zasadach. Zaczyna od przeciwstawienia się bliskim, mówienia, co myśli o konwenansach, a kończy na wyprowadzce i oświadczynach – to ona prosi o ślub mężczyznę wyklętego ze społeczności. I tak zaczyna się zupełnie nowe życie Valancy, a Błękitny zamek pojawia się w rzeczywistości.

Jest to powieść, która dzisiaj może momentami wybrzmiewać naiwnie – zwłaszcza że w dobie śmiałych erotyków w małżeństwie Valancy największą perwersją jest czytanie książek – ale liczy się w niej najbardziej podejście, które pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zawalczenie o swoje marzenia. Valancy została już skreślona, jedyne, na co mogłaby liczyć, gdyby została w swojej społeczności, to ślub z o wiele starszym wdowcem. Realizowanie pomysłów krewnych wiązać się może ze zniewoleniem i brakiem szczęścia: zresztą życie, które prowadzą matka Valancy czy jej kuzynki, nie jest godne pozazdroszczenia: nic się w nim nie dzieje, liczą się tylko opinie innych. Tymczasem Valancy, która odrywa się od toksycznej społeczności, przekonuje się, że nawet za cenę potępienia przez rodzinę może być naprawdę szczęśliwa – i doświadczać rzeczy, z których wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy.

Valancy Stirling przypomina odbiorcom coś ważnego: nie da się żyć marzeniami innych, trzeba kształtować własną rzeczywistość – i ryzykować, nawet jeśli będzie się to wiązało z rozczarowaniami po drodze do celu. „Błękitny zamek” to powieść, która chociaż miejscami się starzeje, to jednak da się polubić i przyniesie czytelnikom kilka ważnych przemyśleń. Można spokojnie sięgnąć po tę książkę dla przyjemności i żeby przekonać się, że żadne przeszkody się nie liczą, kiedy próbuje się żyć po swojemu.

niedziela, 7 września 2025

Iwona Banach: Zemsta na lokacie

Skarpa Warszawska, Warszawa 2025.

Promocja

Złorzecze to miasteczko, jakich wiele – nikt nie zwróciłby na nie najmniejszej uwagi, bo też i żadnych rozrywek tu nie ma. Na szczęście (albo nieszczęście), Złorzecze ma kreatywnego burmistrza. I ten właśnie kreatywny burmistrz wpada na pomysł nietypowej promocji – bazujący na emocjach i na niespecjalnie rozumnych społecznościach. Wystarczy kilka rzuconych tu i ówdzie haseł, żeby zbudować legendę o czarownicy i o mrocznej przeszłości miasteczka. Wprawdzie Złorzecza w średniowieczu jeszcze nie było, ale przekonanie, że właśnie tu spłonęła na stosie czarownica – która w ostatniej chwili przeklęła wszystkich mieszkańców – pada na podatny grunt. Opinia publiczna dopowiada sobie wszystko to, czego trzeba – i przystępuje do spieniężenia wiadomości. I tak Złorzecze staje się najbardziej czarowniczym miasteczkiem, jakie można sobie wyobrazić. Nagle okazuje się, że okolica sporo zyska na wyimaginowanej złośliwej przedstawicielce świata magii z głębokiej przeszłości: biznes turystyczny wprost kocha czarownice, a że zbliża się Halloween, można wykorzystać promocyjnie temat na wszystkie możliwe sposoby. Zarobią właściciele pokoi na wynajem, ale i drobni handlowcy. Turystów ściąga nie tylko obietnica obejrzenia regionów obłożonych klątwą, ale też widmo sabatów (zwłaszcza tych nagich). Są tu nawet zawody sportowe – bo wszyscy, którzy do tej pory prowadzili zwyczajne usługi dla miejscowych, musieli na szybko dostosować ofertę do oczekiwań turystów i zwyczajna siłownia nie wytrzymałaby ze standardowym zestawem ćwiczeń na rynku. I tu pojawia się drobny problem: rzut oszczepem zrobionym z miotły niesie w sobie pewne niebezpieczeństwa: przekonuje się o tym zastępca komendanta policji.

Iwona Banach od pierwszych stron zarzuca czytelników nie tylko wizją przeobrażeń, jakie przeszło Złorzecze, ale też opowieścią o ludziach, którzy zaraz się tam znajdą – bez związku z szałem, jaki opanował mieszkańców. Jak zwykle u tej autorki – jest mnóstwo szalonych przygód i ciekawych charakterów, zwłaszcza wśród przedstawicieli nizin społecznych (którzy jednak postanowili coś zmienić po pandemii i piją online). Jednak to menele widzą i wiedzą najwięcej – mogliby nawet samodzielnie przeprowadzić śledztwo, gdyby akurat nie byli zajęci spożywaniem napojów alkoholowych lub zaleczaniem skutków owego spożycia. Ale mniej o śledztwo chodzi w tej książce, a bardziej – o wyśmianie rozmaitych małomiasteczkowych komplikacji, postaci czy zachowań, które w każdej społeczności istnieją i świadczą o słabościach ludzkich. Iwona Banach często bawi się w portretowanie ludzi niedoskonałych – sprawia, że czytelnicy mogą śmiać się z ich wad i udawać, że ich samych to nie dotyczy. Krzywe zwierciadło w tych książkach czasami wręcz zaciemnia obraz wydarzeń kryminalnych – ale też niekoniecznie intryga najbardziej u tej autorki kusi. W „Zemście na lokacie” układy i relacje bardziej przyciągają uwagę, ale też ani przez moment czytelnicy nie będą tego żałować. Autorka dobrze się bawi przedstawianiem żądzy zarabiania na naiwnych turystach: mieszkańcy w zwykłych warunkach nie byliby raczej chciwi, ale sytuacja sprawia, że nie potrafią się opanować i wykorzystują każdą okazję do wyciągnięcia od przyjezdnych pieniędzy. I tylko czasami mogą dać upust własnym, skrzętnie dotąd skrywanym fantazjom.

sobota, 6 września 2025

Minecraft. Informatyka i programowanie. Megazadania

Harperkids, Warszawa 2025.

Zbudowanie komputera

Leela i Cam to bohaterowie, którzy mają po raz kolejny przeprowadzić małych odbiorców przez ćwiczenia i wyzwania związane z naukami ścisłymi oraz grą Minecraft. „Informatyka i programowanie. Megazadania” to kolorowy zeszyt ćwiczeń – jeden w rozrastającej się serii – dla dzieci w wieku 7-11 lat. Można tu wejść bezpośrednio na platformy tworzone w ramach gry i wykorzystywać podawane kody, żeby przenosić pomysły z teoretycznych projektów na realizację. Świat mobów czeka na działanie odbiorców – a wszystko po to, żeby ćwiczyć logiczne myślenie i doskonalić umiejętności związane z naukami ścisłymi. Nie może być nudno, nie może być powtarzalnie – liczą się kolejne pułapki i wyzwania. To dzieciom się podoba – i w ten sposób da się przemycać zestaw ćwiczeń i łamigłówek, które pozwalają też pobawić się w wirtualnym świecie.

Tutaj pokazuje się dzieciom, czym jest komputer i jak rozpoznawać kolejne jego części – w ramach hardware’u i software’u. To pierwszy krok w nauce programowania, bo już za chwilę mali odbiorcy poznają opowieść o algorytmach, nauczą się, czym są bramki logiczne i będą stawiać pierwsze kroki w tworzeniu gier. Przy tak rozbudowanej części teoretycznej tym razem zadania związane ze światem Minecrafta stanowią dodatek – bardziej liczyć się będą ciekawostki, które prowadzą do umiejętności fachowych w dziedzinie informatyki. Nie zabraknie nawet tematu bezpieczeństwa w sieci – wiadomo, że obecność w internecie generuje rozmaite wyzwania, z którymi nawet dorośli nie zawsze potrafią sobie radzić – i tu pojawią się przestrogi dotyczące między innymi chronienia własnych danych czy tematu nawiązywanych kontaktów.

Jest to zeszyt ćwiczeń – nastawiony na działania odbiorców. W tomiku pojawia się element narracji, kiedy bohaterowie przemierzają grę i potrzebują wsparcia w swoich działaniach – ale to pojedyncze akapity dotyczące akcji: przedsmak w wyzwaniach dla odbiorców. Jest sporo omówieni poza fabułą i grą – i miejsce na własne notatki przy wypełnianiu ćwiczeń. Wszystko po to, żeby dzieci mogły od razu przystąpić do pracy, przygotować się do programowania i uczyć się przez zabawę. Oczywiście część książki wymaga dostępu do komputera z internetem – tak, żeby móc realizować zadania już w samej grze. Ta interaktywność sprawia, że najmłodsi będą chętnie podejmować wysiłek intelektualny i przyswajać wiadomości pod pretekstem zabawy – dobrze przemyślane zostały zeszyty ćwiczeń w tej serii, tak, że młodzi odbiorcy nie będą chcieli się oderwać od zadań. Tu unika się szkolnych ćwiczeń, wszystko zostało oparte na kreatywności i rozrywce, na przyjemności użytkowników, którzy mają okazję do zrealizowania własnych marzeń i do wykazania się umiejętnościami niekoniecznie przydatnymi w szkolnej ławce. Zeszyt ćwiczeń związanych z informatyką to propozycja w sam raz na dzisiejsze czasy – dla wszystkich dzieci potrzebujących ciekawych wyzwań.

piątek, 5 września 2025

Sylvanian Families. Radosne przygody / Milusi przyjaciele. Urocza i relaksująca kolorowanka

Harperkids, Warszawa 2025.

Zabawa

Powrót do klasycznych kolorowanek funduje nieoczekiwanie małym odbiorcom seria spod znaku Sylvanian Families. „Milusi przyjaciele” i „Radosne przygody” to dość grube jak na kolorowanki tomiki, zawierające ponad 40 obrazków każdy (jak głoszą napisy na okładkach). Obrazki są drukowane jednostronnie, więc można używać także innych materiałów – farb albo flamastrów – bez obaw, że kolory przebiją się na inny rysunek. Gotową pracę łatwiej będzie też wyciąć i oprawić albo podarować komuś. W odróżnieniu od wielu kolorowanek proponowanych dzisiaj, tutaj nie ma raczej dodatkowych poleceń i tekstów – jeśli już pojawiają się napisy, to w formie liter do pokolorowania – i pełniących rolę podpisów pod obrazkami.

Istnieją tutaj ilustracje, które stanowią kadry z kreskówek – i te charakteryzują się sporym stopniem skomplikowania. Dużo na tych obrazkach szczegółów i tylko częściowo najważniejsze elementy są wyodrębniane grubszymi konturami – dzieci będą musiały sobie radzić w wyborze najważniejszych motywów. Zdarzają się jednak także strony z wzorami – i tutaj trzeba będzie mniej skupienia i wysiłku, za to więcej zabawy. Kolorowanki są okazją do spotkania z Freyą i jej przyjaciółmi, a scenki należą do kojących. Bohaterowie pozują tu uśmiechnięci, podczas wykonywania przyjemnych czynności. Nieprzypadkowo seria ma podtytuł „Urocza i relaksująca kolorowanka” – to propozycja dla dzieci, które nie lubią się bać albo denerwować, za to chętnie wkroczą do przyjaznej przestrzeni oczyszczonej z problemów. To rzeczywiście okazja do wyciszenia się i odpoczynku – a jeśli dzieci są akurat fanami serii Sylvanian Families, ucieszy je możliwość podziwiania charakterystycznych słodkich postaci.

Ponieważ w kolorowankach wykorzystywane są tematy znane odbiorcom ze zwykłego życia, można wykorzystać rysunki do rozmowy o doświadczeniach bohaterów – albo jako rodzaj uczczenia kolejnych wydarzeń: dnia w szkole czy Halloween, zabawy klockami czy gry na instrumentach. W „Radosnych przygodach” sceneria jest letnia – i proponuje zabawy na świeżym powietrzu. Z kolei w „Milusich przyjaciołach” jesienno-zimowe rozrywki zachęcają do spędzania czasu nad książką.

Dzieci nie trzeba uczyć kolorowania, jednak Freya na początku każdego tomiku podpowiada, jak urozmaicić i upiększyć prace – jak akcentować detale futerka, a jak zaznaczać refleksy światła, czym wprowadzać desenie. To dla mniej wprawnych dzieci może być olśnienie – i zachęta do wypróbowywania innych rodzajów narzędzi. Freya i przyjaciele zapraszają do swojego świata, dzieci mogą tu pobawić się w tworzenie. Co ważne, nie zawsze trzeba będzie wysilać się przy kolorowaniu maleńkich elementów rysunku: można potraktować klepki czy desenie jako fakturę na jednolitej plamie koloru. Ale decyzja będzie należała do najmłodszych – nikt nie narzuca im tutaj efektu, mogą bawić się według własnego uznania i trenować sprawność manualną podczas rozrywki.

To kolorowanki dla małych fanów serii – ale tak naprawdę wcale nie trzeba znać doświadczeń Freyi, żeby radzić sobie z kolorowaniem, w końcu większość bohaterów ma pastelowe kolory i to od odbiorców będzie zależało, jaki wygląd zyskają w tej serii.

czwartek, 4 września 2025

Minecraft. Projektowanie i technologia. Megazadania

Harperkids, Warszawa 2025.

Budowanie

Dużym powodzeniem cieszą się zeszyty ćwiczeń sygnowane przez Minecraft – i zachęcają dzieci do wysiłku intelektualnego przy jednoczesnym doskonaleniu umiejętności w grze. Nauka dawno nie była tak przyjemna – tutaj liczy się bowiem dostęp do świata wykreowanego w wirtualnej przestrzeni i nadającego się jako platforma do ćwiczeń. Autorzy cyklu szukają wyzwań, które pomogą nie tylko w kreatywnym rozwiązywaniu problemów, ale też przyczynią się do rozwijania logicznego myślenia i poprawią wyniki w szkole. „Projektowanie i technologia. Megazadania” to książka przeznaczona dla dzieci lubiących wychodzenie poza schematy – można się tu przekonać, czym charakteryzuje się dom ekologiczny, a czym schron (i sprawdzić przy okazji, jakie schrony proponowano ludności podczas drugiej wojny światowej), wymyślić escape room i… ogród sensoryczny. Każdy rozdział to inne wyzwanie – i każdy składa się z części fabularyzowanej, teoretycznych wskazówek dla odbiorców, rodzaju ćwiczeń, które pozwolą zwrócić uwagę na niektóre działania i pułapki. Jest tu również odnośnik do gry: można wykorzystać kody, żeby przenieść się do określonej przez autorów przestrzeni, a to umożliwi sprawdzenie w Minecrafcie jakości pomysłów. Dzieci muszą przecież mieć nagrodę za wysiłek intelektualny – i wiedzieć, że opłaca im się wypełnianie poleceń z książki. Jest tu miejsce na własne zapiski i uwagi, notatki, które mogą pomóc w projektowaniu – zwłaszcza kiedy trzeba postawić na własne przedmioty przydatne w Minecrafcie albo moby (o dowolnym przeznaczeniu). Autorzy starają się bardzo urozmaicać pracę, tak, żeby zwracać uwagę to na potrzeby ekologiczne, to na wyzwania wiążące się z różnymi potrzebami ludzi, wszystko to uzasadniają potrzebą pomocy bohaterom z gry – ale i bez takiej niby-fabuły dzieciom pracowałoby się dobrze. Połączenie klasycznej książki i gry komputerowej (z możliwością działania online) to najlepsza zachęta do działania. Trzeba też zaznaczyć, że wielkoformatowy zeszyt – jak wszystkie w cyklu – jest bardzo kolorowy i atrakcyjny wizualnie – a przecież i tak nie nadaje się do tradycyjnej lektury, ważne w niej są aspekty praktyczne.

„Projektowanie i technologia” to wprowadzenie dzieci w dorosły świat zadań i wyzwań teraźniejszości – tu nie będzie już futurystycznych działań, niemal wszystko ma swoje przełożenie na aktualne dokonania projektantów, a to oznacza, że dzieci, które pasjonują się Minecraftem, dostaną wstęp do całego zestawu atrakcyjnych a niekoniecznie medialnych zawodów. Tomik przeznaczony jest dla dzieci w wieku od 7 do 11 lat, ale nawet i starsze mogą z niego skorzystać, jeśli tylko lubią bawić się w tworzenie własnych elementów gry. Połączenie wirtualnej rozrywki z prawdziwym życiem sprawdza się tu dobrze – i pasuje do dzisiejszych łamigłówek poszukiwanych przez najmłodszych. Tutaj pod pozorami zabawy można się sporo dowiedzieć o świecie – a testowanie pomysłów bezpośrednio w grze pozwoli na przygotowanie dzieci do funkcjonowania w prawdziwej rzeczywistości.

środa, 3 września 2025

Justyna Żejmo: Mózg odporny na krytykę

Sensus, Helion, Gliwice 2025.

Rady na hejt

Mnóstwo jest na rynku książek poradnikowych dotyczących samoregulacji emocji – Justyna Żejmo wpisuje się w ten nurt. Nie dość, że opracowuje schemat postępowania dla wszystkich, którzy muszą radzić sobie z nieprzychylnymi komentarzami innych, to jeszcze przekuwa opowieść w porady pop – tak, żeby trafić do szerokiego grona odbiorców. Zależy jej nie na fachowych określeniach i popularyzowaniu nauki – a na wprowadzaniu do świata czytelników zestawu narzędzi do panowania nad negatywnymi uczuciami. I teraz to, co dla jednych odbiorców będzie wielką zaletą – przystępny język, wpadający wręcz w kolokwialny styl, kompletnie oderwany od typowych poradników i książek psychologicznych – dla innych będzie największą przeszkodą w lekturze. Bo Justyna Żejmo nie prowadzi transparentnej narracji. Przede wszystkim wykorzystuje w tomie cały wachlarz metafor, momentami aż tęskni się za zwyczajnymi nazwami kory przedczołowej i ciała migdałowatego, bo dorośli ludzie niekoniecznie potrzebują antropomorfizacji do przyswajania ich znaczenia.

Autorka odwołuje się od czasu do czasu do badań psychologicznych, przedstawia zasady działania mózgu, żeby wyjaśnić odbiorcom, dlaczego przejmują się negatywnymi komentarzami i dlaczego krytyka może kogoś zniszczyć. Jednak nie to jest najważniejsze w jej książce, a zbiór pytań i uwag, które należy sobie przyswoić, żeby umieć radzić sobie ze stresem i lękiem przed byciem ocenianym. Justyna Żejmo proponuje szereg ćwiczeń prowadzących do zmiany nastawienia – a na marginesie wyjaśnia czytelnikom, dlaczego ważna jest praca nad tym podejściem. Stara się przy tym być dowcipna i barwna – co nie wydaje się specjalnie potrzebne (ani istotne): jeśli ktoś chce czytać tę książkę i działać w kierunku poprawy sytuacji, skoncentruje się na sednie przekazów – jeśli ktoś zastanawia się nad koncepcją i planem proponowanym przez autorkę – będzie się trochę męczyć z przedzieraniem się przez mrugnięcia okiem do czytelników. Nie zabraknie tu oczywiście przykładowych scenek z gabinetu psychologa – na szczęście nie jest ich zbyt dużo (za to wszystkie kończą się płaczem klientek i idealnym zrozumieniem przekazu, co oczywiście prowadzi do wprowadzania pozytywnych zmian). Żeby trafić do odbiorców, Justyna Żejmo wybiera często akronimy, wie, że chwytliwe nazwy zapadną odbiorcom w pamięć i pozwolą na łatwiejsze powracanie do notatek z lektury.

„Mózg odporny na krytykę” to książka, która koncentruje się na wypracowaniu odruchów radzenia sobie z hejtem i ocenami (a także – na odejściu od samego oceniania). W idealnym świecie taka lektura rozwiązałaby wiele problemów odbiorców – jednak ponieważ tych, którzy się zastosują do podawanych wskazówek, nie będzie wielu, motyw stresu związanego z negatywnymi opiniami nie zniknie. A jednak warto przyjrzeć się rozwiązaniom i podpowiedziom podsuwanym w tej publikacji – żeby zastanowić się nad podejściem do rzeczywistości i do innych, żeby być może wypracować sobie pewne mechanizmy obronne i żeby umieć funkcjonować w świecie, w którym każde działanie wystawiane jest na taksujące spojrzenia ludzi.